Najdłuższy serial komediowy świata

 

Z tego artykułu dowiesz się:

  • Który fabularny serial komediowy świata ma najwięcej odcinków
  • Tak, jest z Polski 🙂

Ranking

Od początku powstania cywilizacji ludzkiej, ludzie zawsze dążyli do rozrywki. „Chleba i igrzysk” krzyczeli. W XX wieku pojawiła sie kultura masowa i Hollywood zdominowane przez polskich Żydów (będzie o tym oddzielny artykuł). Jednak to nie w Hollywood powstał fabularny serial komediowy świata, który ma najwięcej odcinków na świecie.

Miejscem, w którym takie dzieło powstało jest… Wrocław, w Polsce oczywiście, gdzie kręcone nadal są kolejne odcinki. Do dziś powstało ich ponad 450 (słynni „Przyjaciele” mają ich „tylko” ok. 240). Serial (nie będący telenowelą w stylu Mody na Sukces), który ma więcej odcinków od „Kiepskich” jest tylko jeden. Są nim „Simpsonowie”, którzy mają na ten moment ponad 550 odcinków. Jednak Simpsonowie są kreskówką.

Dlatego „Świat według Kiepskich” jest ewidentnym numerem jeden na świecie w kategorii: Fabularny serial komediowy.

Myślę, że czytelnikom nie trzeba przedstawiać fabuły, bo każdy mniej więcej ją zna… co ciekawe reżyserem nigdy nie był Polak (w sensie genetycznym), ale obaj reżyserzy prawie całe życie spędzili w Polsce… może dlatego łatwiej jest im robić taką produkcję, bo patrzą na to niejako z boku :). Pierwszym reżyserem był pochodzący z Duszanbe w Tadżykistanie Okił Khamidow (stąd marka TV w serialu nazywa się „OKIL”). Drugim jest Patrick Yoka, ale ja nie wiem skąd pochodzi :).

 

Drugi raz w Faktopedii!

Dziś Wspaniała Rzeczpospolita trafiła drugi raz do Faktopedii, tym razem za źródło posłużył wpis: Lechici.

Faktopedia

Taka prośba. Cieszę się bardzo, że dzielicie się zdobytą tu wiedzą z innymi, ale dawajcie mi info o takich linkach, bo potem jak ktoś próbuje zarzucić, że nie wiem co piszę, to nie ma jak się bronić (bo nawet nie wiem o takim zarzucie). Bo cytujący chce dobrze, ale jakiś „ekspert” go zagłuszy i gość myśli, że głupotę zacytował. Oba artykuły na Faktopedii znalazłem sam, przypadkiem ją przeglądając, więc może służymy za źródło dużo częściej, tylko o tym nie wiemy.

Słowiański ABS czyli Absolutny Brak Samogłosek

 

Z tego artykułu dowiesz się:

  1. O kolejnym podobieństwie języków słowiańskich i semickich.
  2. O tym, że w języku polskim nie ma słów na A.
  3. O tym, że w językach słowiańskich w zasadzie nie ma słów zaczynających się od samogłosek.
  4. O tym, że w językach słowiańskich mogą istnieć słowa bez samogłosek, albo ze znikomą ich ilością.
  5. Od którego polskiego słowa pochodzi imię Adam.

Ten artykuł trochę jest kontynuacją artykułu: Siedem krasnoludków języka polskiego, oba traktują o naszej gramatyce, ale od strony, której w podręcznikach próżno szukać :).

Co to jest samogłoska?

W szkole uczono nas, że jest to taki dźwięk, który może istnieć samodzielnie. Bo samogłoska może istnieć samodzielnie, a spółgłoska nie (co nawet sugeruje ich nazwa). Podobną wersję przedstawia Wikipedia, ale…

Ta definicja jest moim zdaniem błędna! Otóż jestem w stanie zaprezentować głoski, które będą spełniały powyższy warunek, ale samogłoskami nie będą. Nie wierzycie? To zasyczcie! SSSSSSSS… jak się to zrobi umiejętnie to będzie tam samo S, bez innych samogłosek typu Y… nie ma to być SYYYYYY tylko SSSSSSSS… da się? Da się! kolejna? ZZZZZZZZZZ. A podmuchajcie… powstanie wtedy: FFFFFFFFFF… czy to też jest samogłoska? a zaharczcie? HHHHHH… no to mamy kolejną dziurę w teorii…

Okazuje się, że dźwięki samogłoskowe można otrzymać też ze spółgłosek! W takim razie jak sprawdzić czy jakaś głoska da się przedstawić w formie samogłoskowej? Otóż do jej utworzenia musi być spełniony warunek, że głoska powstaje jedynie przez przepływ powietrza w odpowiednio ułożonym aparacie gębowym. Jeśli natomiast potrzebny jest jakiś dodatkowy ruch do utworzenia dźwięku np. „pyknięcie” by utworzyć P lub B czy ściśnięcie gardła by uzyskać K lub G, to wtedy nie uda się uzyskać dźwięku ciągłego.

Okazuje się, że spółgłoski mają bardzo ciekawą właściwość, otóż mogą się połączyć z innymi dźwiękami w grupę, pod warunkiem, że w tej grupie jest DOKŁADNIE JEDNA samogłoska. Należy zwrócić uwagę na to, że nie da się wymówić dwóch samogłosek jako jednego dźwięku, ale spółgłoskę z samogłoską już się da np. BUUU, HEEE, LAAA, ŁOOO itd. Nie można utworzyć takiej grupy jeśli jest 0 samogłosek, ani jak jest ich więcej niż jedna! Ale można w takiej grupie znaleźć więcej niż jedną spółgłoskę, jednak im więcej spółgłosek w grupie, to tym trudniej ją wymówić. Oczywiście nie każde dwie (czy więcej) spółgłoski mogą stać obok siebie. Nie mogą koło siebie stać spółgłoski wymagające dodatkowego ruchu np. pyknięcia i ściśnięcia gardła… bo się tego nie da wymówić. Dlatego nie mamy prawie zlepków liter typu BKA, PMA czy BGA, ale już KSA, ZPA, GRA już mamy (R i L są specyficzne, nie będę teraz w nie wnikał, ale należą jednocześnie do obu grup, a w niektórych językach nawet do samogłosek). Taką grupę głosek nazywa się sylabą. Sylabę może utworzyć też sama samogłoska, ale sama spółgłoska już nie może (chyba, że wspomniane R lub L).

I tak naprawdę możliwość tworzenia sylab jest wyznacznikiem czy dana głoska jest samogłoską czy spółgłoską.

Teoria samogłoski

Prawdziwa i niepodważalna samogłoska jest TYLKO JEDNA i istnieje w każdym języku świata. Jest też chyba najprostszym dźwiękiem do wymówienia. Praktycznie w każdym języku jest przez to pierwszym zaobserwowanym dźwiękiem, dlatego też jest pierwszą literą chyba każdego alfabetu, a na pewno: łacińskiego, greckiego, cyrylicy, głagolicy, hebrajskiego, aramejskiego, fenickiego, arabskiego, etruskiego, gruzińskiego, ormiańskiego i w zasadzie też etiopskiego (z tym, że tu inne A jest na pierwszej pozycji). W większości języków oznacza też po prostu JA (w tym i naszym, więcej o tym poniżej). Kształt litery A również oznacza człowieka, z tym, że w obecnej wersji słabo to widać (ale to opiszę w artykule dotyczącym teorii alfabetu). Samogłoska A po semicku nazywana jest ar:Fatha czyli dosłownie „Otwór”, dla porównania „klucz” czy „otwieracz do butelek” to po prostu „maftuh”, bo litery FTH oznaczają otwieranie. Czy można lepiej opisać tę literę? Nie można. Otwieramy paszczę szeroko i przepuszczamy powietrze i mamy A.

W wyobraźni A należy sobie ustawić na wierzchołku trójkąta. Na jego pozostałych wierzchołkach umieszczamy I oraz U.

I oraz U nie są już tak doskonałymi samogłoskami jak A. Dlaczego? Bo istnieją w wersji i samogłoskowej i spółgłoskowej. Po Polsku zapisujemy I w wersji samogłoskowej, ale J w wersji spółgłoskowej oraz U w wersji samogłoskowej, ale Ł w wersji spółgłoskowej. Ogromna ilość alfabetów nie rozróżnia tych dwóch wersji. Nawet po łacinie za pomocą I zapisywano i I i J, a za pomocą V zapisywano i U i Ł. Literę W zapisywano jako VV (dwa razy V) i czytano jako W + U = WU dlatego polska litera W to nic innego jak podwójne V i jego nazwa to WU czyli W + U! Po semicku do tej pory U i Ł to ten sam znak, oraz I i J to ten sam znak!

Czy istnieją samogłoski pośrednie? Ależ oczywiście! Jeśli połączymy A oraz I to powstanie E, a jeśli A i U to powstanie O. Należy zauważyć, że w niektórych językach do tej pory tak zapisuje się te samogłoski. Po francusku: „J’ai” czyta się „Że”, a „faux pas” czyta się „fo pa”, mało tego po arabsku w ogóle nie ma znaków dla E i O i właśnie zapisuje się je jako połączenie A z I oraz A z U. W ten sposób na naszym trójkącie w wyobraźni nazwy dostały punkty środkowe na bokach.

Ale czy istnieją dalsze samogłoski? Tak! Możemy łączyć dowolne sąsiednie samogłoski by utworzyć kolejny dźwięk między nimi. I tak między A i E powstanie niemieckie A umlaut czy skandynawskie AE (zazwyczaj pisane jako ligatura), a znane angielskojęzycznym czytelnikom ze słowa „and” (i).

Między A i O jest np. angielska samogłoska ze słowa „ball” (piłka) czy węgierskie A.

Między I i U (czyli na środku dolnej podstawy trójkąta) jest niemieckie U Umlaut. Ci co znają francuski, to tam używa się po prostu litery U. Porównaj polskie „MENU”. Niektórzy czytają to z I na końcu, ale naprawdę jest tam dźwięk pomiędzy U oraz I. Skandynawowie ten dźwięk zapisują literą Y np. sklep JYSK ma właśnie ten dźwięk między U, a I zapisany jako Y. Polacy tak jak w przypadku MENU ułatwiają sobie czytanie zamieniając ten dźwięk na I stąd popularna wymowa: JISK, czy rzadziej JUSK.

A pomiędzy E i O (czyli na samym środku trójkąta) jest polska litera Y, znana u Niemców jako O Umlaut, a u francuzów jako zwykłe E, bo dźwięk E zapisują oni jako AI.

Anglicy poszli w ciekawą stronę i litery z podstawy trójkąta zapisują poprzez podwojenie litery ze środka… czyli I zapiszą jako EE, a U zapiszą jako OO. Co ciekawe u nas mamy podobną konstrukcję, a jest nim nic innego jak Ó czyli długie O czytane właśnie jako U. Węgrzy natomiast mają E z kreską na oznaczenie długiego I, choć czytają to trochę jak YIJ to w zasadzie wydźwięk jest zbliżony do długiego I. Dlaczego Anglicy nie mają znaku AA? No bo A nie jest na boku trójkąta i jest samogłoską doskonałą. Nie można przy niej nic zmajstrować. Co najwyżej iloczas.

Co to za iloczas?

Iloczas to po prostu zmiana długości samogłoski, ale bez zmiany jej barwy. W języku polskim nie rozróżniamy iloczasu, chodzi o to, że każdą samogłoskę czytamy tak samo długo, jednak w niektórych językach czasem od iloczasu zależy znaczenie słowa! Porównaj angielskie Bit i Beat. Wymawia się je Bit i Biit. Niemieckie Stadt i Staat. Wymawia się Sztat i Sztaat. Niektóre języki np. fiński oznaczają iloczas poprzez podwojenie samogłoski np. fi:ooppera (Opera), a inne poprzez apostrof nad literą np. Czesi czy Słowacy.

Nie ma słów na A!

Ciężko mi tu zaświadczać za inne słowiańskie, ale myślę, że będzie podobnie. Wiedzieliście, że w polskim języku nie ma słów na A? Bo to, co jest w słowniku, to wszystko są zapożyczenia! Oczywiście nie leciałem całego słownika, ale otworzyłem na kilku losowych stronach i nigdy nie znalazłem polskiego słowa na A! Afisz czy Agrafka są francuskie, Awokado z Nahuatl itd. W szkole tego oczywiście nie było!

Czy nie ma też słów na inne samogłoski?

Należy sobie zadać pytanie czy skoro nie ma słów na A, to może na inne samogłoski też nie ma? Tu sprawa jest sporna. Ja uważam, że również nie ma i wyjaśnię poniżej powód, ale spora część czytelników może uznać to za naciągane. Dlatego uznaję, że to kwestia sporna, aczkolwiek ciekawa.

Należy sobie przypomnieć, że tylko A jest czystą samogłoską, a pozostałe są już zanieczyszczone przez spółgłoski. No i każde E czy I jest zanieczyszczone przez J, a O i U przez Ł. Dlatego (chyba) każde polskie słowo ma historycznie / dialektalnie dwie wersje: samogłoskową i spółgłoskową, z czego do dzisiejszych czasów przetrwała zazwyczaj jedna z nich. Przy czym chyba nigdy dodanie lub odjęcie spółgłoski NIE ZMIENIA znaczenia wyrazu! Zobaczmy: On / Łon (porównaj ukraińskie Won), Ostatni / Łostatni, Ulica / Wulica (porówaj ukraińskie Wulica), umrzeć / łumrzeć, umieć / łumieć, est / jest (porównaj łacińskie Est), eszcze / jeszcze (porównaj słowackie Este), eden / Jeden (porównaj rosyjskie: odin), ogień / łogień (porównaj połabskie: wodin) itd.

Należy zauważyć, że nawet A można spokojnie zapisać z J na początku i znaczenie się nie zmieni! Idealnym przykładem jest tu Anioł / Janioł czy już wcześniej wspomniane A / Ja, Az/Jaz. Nawet wspomniany w innym artykule Andrzej w wersji z J zaczyna wyglądać jak Jędrzej. Czy to oznacza, że kiedyś wszystkie polskie słowa zaczynały się na spółgłoski? A później w wyniku uproszczenia i zapożyczeń pojawiły się samogłoski? Jak pisałem, wydaje mi się to bardzo prawdopodobne, aczkolwiek kwestia jest sporna i brak na nią dowodów, choć ciężko uznać to za przypadek. Ze względu na to, że sam jestem autorem tej teorii, to nie wykluczam, że nie znajdą się jakieś wyjątki od tej reguły, choć sam ich nie znalazłem.

Sloveniske Semiti?

Bardzo ważnym zaznaczenia jest fakt, że języki słowiańskie wbrew pozorom mają bardzo podobną konstrukcję do języków semickich.

porównajmy słowo: mówić / kalam

Po semicku generalnie każde słowo składa się z 3 spółgłosek (w tym wypadku KLM), jeśli są 2 spółgłoski, to znaczy, że któraś jest powtórzona i się jej nie zapisuje, a jeśli są 4 to zazwyczaj jest złożenie np. Takallama (mówienie ciągłe), ale dalej widać tam te same litery KLM. L jest tu powtórzone, bo po polsku piszemy jak mówimy, ale po arabsku jest tylko jedno L, mimo czytania dwóch, bo tam się nie pisze dwa razy tej samej litery (choć są od tego wyjątki, ale to mało ważne, więc może opisze to innym razem).

Czy napiszemy: taklamat, kalima, makluum czy muklam każdy Arab wie, że to to samo słowo.

Po słowiańsku obowiązują dokładnie te same zasady, z tym że u nas nie ma tak względnie sztywnej reguły, co do ilości spółgłosek (chyba, że póki co, jej nie widzę).

Akurat mówić składało się oryginalnie z trzech spółgłosek MLV (mlówić), ale L w polskim zanikło (w czeskim jeszcze jest – mlovit).

Czy napiszemy: mowa, mówić, omawiany, przemowa itd, to dla obcokrajowca są to kompletnie inne słowa, ale każdy Polak wie, że to jest to samo słowo.

Co ciekawe, w odmianie koniugacyjnej po arabsku nawet dziś ewidentnie widać polskie wpływy:

  1. Ja: Atakallam (na początku jest A porównaj: Ja)
  2. Ty: Tatakallam (na początku jest Ta porównaj: Ty)
  3. On: Jatakallam (na początku jest Ja, porównaj: Jest)
  4. My: Natakallam (na początku jest Na, porównaj Nasz)
  5. Wy: Tatakallamuna (na początku jest Ta, porównaj: Ty, a na końcu jest Na, porównaj: Nasz)
  6. Oni: Jatakallamuna (na początku jest ja, porównaj: Jest, a na końcu jest Na, porównaj: Nasz)

Z czego to wynika?

Ano z tego, że samogłoski w językach słowiańskich i semickich nie mają wartości słownej (a przynajmniej tak mi się wydaje). Można je układać różnie, a sens często pozostanie ten sam… porównajmy na rdzeniu SW(T): Świat, Świt, Święto, Święty, Światło, Siwy, Siva. W czasach archaicznych języki semickie musiały bardzo dużo czerpać ze słowiańszczyzny.

Co oznacza A?

Ufam, że większość z Was już wie, że to słowiańskie języki są pierwszymi i są źródłem dla wszystkich pozostałych języków. Jeśli ten artykuł jest pierwszym, który czytasz to zacznij od Sloveniska Samskrta oraz Góra, Dół i Armageddon. Dojdzie oczywiście jeszcze kilka z „dowodami”, że Sloveniska mowa je prva mowa sweta, ale na ten moment te są wystarczające, by załapać podstawy.

Wystarczy, że zbadamy, co oznacza A po polsku i już z dużym prawdopodobieństwem będzie można ustalić znaczenia w innych językach (które są po prostu bardziej lub mniej zniekształconym naszym językiem).

Po polsku litera A/JA oznacza dokładnie to ,co myślisz, czyli Ciebie i mnie, człowieka. Czyli początek wszystkiego, całej myśli technicznej. Większość ludzi ma wpojone, że stworzył ich Bóg. Nie można tego oczywiście wykluczyć, ale w momencie kiedy człowiek uzyskał świadomość, stworzył sobie boga, by łatwiej mu było wyjaśnić otaczające go zjawiska. Na ten moment mam prawie już skończony tytuł o teorii religii, więc powinien ukazać się już niedługo. Z punktu widzenia małego człowieka (dziecka), pierwsze, co sobie uświadamia to oddzielność siebie od otoczenia, dlatego pierwsze, co rozpoznaje, to JA. Nawet ta ukochana mama, do której wtula się na co dzień nie jest z nim 24h na dobę i czasem musi zapłakać, by przyszła. Wtedy właśnie uświadamia sobie, że jest JA i MAMA czyli coś innego i muszę interagować z mamą, by było mi dobrze.

W innych językach polskie Ja brzmi bardzo podobnie:

  • po staropolsku: Ja, Jaz, Az, A
  • po germańsku: I, Ich, Jag, Jeg, Eg
  • po romańsku: Ego, Je, Yo, Io
  • po grecku: Ego
  • po hindusku: Aham
  • po semicku: Ana, Ani
  • po bałtycku: As, Es
  • po persku / awestyjsku: Aza, Adam, Azam

Zwrócić należy szczególną uwagę na perską wersję polskiego słowa Ja. Żeby nie było, że wersja z „Z” po „Ja” jest innowacją perską, to pragnę przypomnieć, że po słoweńsku nadal „Ja”=”Jaz”, po bułgarsku nadal jest „Az”, a po macedońsku „Jas”. Nawet starocerkiewnosłowiański zaświadcza, że „Ja” to „Azu”. Po polsku mamy takie słowo jak „Jaźń” chociażby w terminie „rozdwojenie jaźni”. Dlatego perska wersja Azam/Adam nie powstała tam, a jest po prostu lekko zmodyfikowaną polską wersją, która zawędrowała tam wcześniej.

Perskie Adam (Ja) i Hebrajskie Adam (Człowiek) są na tyle podobne, że pokusiłbym się o ich pokrewieństwo. Jednak Adam (Człowiek) pochodzi od słowa Adama (Ziemia) i nie ma w tym nic dziwnego, bo wiele języków tworzy słowo Człowiek, ze słowa Ziemia np. la:Humus (Ziemia) → la:Homo (Człowiek). Dokładny źródłosłów imienia Adam znajduje się w artykule: Ziemia naszym Domem. Tym co chcieliby uznać to za przypadek, bo to „przecież niemożliwe”, powiem tylko, że Adam po semicku oznacza również… rudy! Przy czym nasz rdzeń Rodzić, który jest źródłem dla en:Earth, de:Erde i ar:Arda (wszystkie znaczą Ziemia) jest też źródłosłowem dla słów Ruda (np. metalu) i Rudy (kolor).

Oto przykładowe linki do tłumaczeń:

Teraz już jest jasne, dlaczego litera A jest pierwsza w każdym alfabecie. Jak już pisałem, imieniu Adam i jego pochodnym poświęcę oddzielny artykuł.

Cześć

Należy jeszcze zwrócić uwagę na dodatkowe derywaty słowa A/Az/Ja/Jaz, a jest nim po prostu „jasny”. To samo słowo w języku awestyjskim brzmi: Jazat (czcić – porównaj: rozjaśniać), perskim Jazdan (bóg, anioł, porównaj: Jasny dzień), sanskrycie: jażać (czcić, porównaj: jarzyć, jaśnieć) oraz jażata (święty, czczony), a nawet grecki: Hagios (święty, boski, porównaj Hagia Sophia).

Trochę info jest tutaj: https://pl.wikipedia.org/wiki/Jazata

Na tej wiki można znaleźć takie zdanie: Ciekawostka: w średniowieczu na Rusi pogan zwano jazycznikami a pogaństwo jazyczestwem prawdopodobnie od słowa jazata przyjętego za pośrednictwem Sarmatów. Otóż ktoś zauważył podobieństwo jazycznik do jazata oddalonego o kilka tysięcy kilometrów, ale ze słowem „jasny” już nikt go nie skojarzył, mimo że słowo jest na tym samym terenie?

Pokorny też widzi powiązanie słów Jazata i Jasny, ale nie skojarza ze słowiańskim „Jasny”: Pokorny’s comparative dictionary on Indo-European languages, the author considers Yazata-, yaz-, yasna, yájati, yajñá, ἅγιοςhagios to all be derivatives of a Proto-Indo-European (PIE) root i̪agʲ- (i̪ag´-) „religiös verehren”[4] („religiously venerate”).

Najdłuższe polskie słowo

 

Z tego artykułu dowiesz się:

  1. Jakie jest oficjalnie polskie najdłuższe słowo
  2. Jakie jest oficjalnie angielskie najdłuższe słowo
  3. Jakie jest naprawdę najdłuższe polskie słowo przyjmując kryteria angielskie 🙂
  4. Jakie jest najdłuższe polskie słowo z jedną samogłoską?
  5. Jakie jest najdłuższe angielskie słowo oficjalnie bez samogłoski?
  6. Jakie jest najdłuższe angielskie słowo używane do tej pory i oficjalnie nie ma samogłoski?
  7. Polskie łamańce językowe

Córka mieszkańca Stambułu?

Jeśli wiemy, że Stambuł nazywał się Konstantynopol (14 liter), to jego mieszkaniec, to nikt inny jak Konstantynopolitanin (20 liter), choć w języku polskim dopuszcza się również formę Konstantynopolitańczyk (22 litery). Żona takiego gościa to Konstantynopolitańczykowa (25 liter), a jego córka to Konstantynopolitańczykówna (26 liter). I to słowo uznane jest za najdłuższe polskie słowo. Jednak można je bardzo łatwo wydłużyć stosując system prefiksów i sufiksów. Wystarczy zmienić przypadek na narzędnik liczby mnogiej i już mamy Konstantynopolitańczykównami (28 liter), a jeśli dodamy chociaż Neo na początek to mamy Neokonstantynopolitańczykównami (31 liter), co jest słowem ponad 30 literowym.

Oczywiście dłuższe słowo można robić i robić bez końca, ale przyjmuje się, że powinno być ono w mianowniku i nie zawierać liczebników, bo po polsku liczebniki porządkowe piszę się łącznie, nawet z kolejnym rzeczownikiem, dla przykładu:

Dziewięćsetdziewięćdziesięciodziewięciotysięcznik (49 liter), ale można takie słowa wydłużać w nieskończoność.

Zapalenie płuc

Po angielsku pewien rodzaj płuc, w skrócie nazywany „pneumonia”, w pełnej wersji nazywa się Pneumonoultramicroscopicsilicovolcanoconiosis (46 liter). Generalnie terminów medycznych czy chemicznych nie powinno się używać, bo też je można wydłużać w nieskończoność, ale tu Anglicy tłumaczą, że choroba jest dość pospolita, dlatego takie słowo sobie uznają.

Kto mieczem wojuje od miecza ginie!

Skoro Anglicy mogą, to czemu my nie? Według tych samych kryteriów, mamy takie samo słowo, mało tego jest zdecydowanie bardziej polskie, niż Pneumonoultramicroscopicsilicovolcanoconiosis angielskie, bo Anglicy po prostu skopiowali nazwę z łaciny, a my mamy własną! Tym słowem jest: Fenylodimetylopirazolonometyloaminometanosulfonian sodu (50 liter bez „sodu”), a co ta magiczna nazwa oznacza? Jest to po prostu Pyralginum! Chyba nie da się zaprzeczyć, że Pyralginum jest zdecydowanie bardziej popularne od zapalenia płuc, więc według kryteriów angielskich, na pewno mamy dłuższe słowo niż oni!

Polskie rekordy

Najdłuższym polskim słowem mającym dokładnie jedną samogłoskę (czyli jednosylabowym) jest „chrząszcz” (9 liter), choć ma tylko 5 głosek.

W innych słowiańskich językach można stworzyć słowa w ogóle bez samogłosek np. sk:vlk czy hr:krk. To drugie znamy też z nazwy słoweńskiej firmy farmaceutycznej: Krka.

Najbardziej bezwzględnym słowem dla samogłosek jest właśnie słowo „beZWZGLędny”, bo ma aż pięć spółgłosek obok siebie…

Choć w zdaniu: „Z więzienia zbiegł sprawca przesteMPSTW W SPSTRokaciałych spodniach” mamy spółgłosek obok siebie aż 11 ( i  NIE MA tu żadnego dwuznaku)! Oczywiście Ę zapisane jest fonetycznie, bo Ę przed spółgłoską wargową wymawia się EM. Musicie przyznać, że nie da się tego wymówić na głos :).

Angielskie rekordy

Ze względu na to, że Y czyta się po angielsku jak J, to Y uznawane tam jest za spółgłoskę. Oczywiście nie przeszkadza to czytać anglikom Y jak I czy AJ, ale wtedy nadal nie ma tam oficjalnie żadnej samogłoski.

Najdłuższym nadal używanym słowem bez samogłosek (AEIOU) jest Rhythms (7 liter) (Rytmy), a historycznie jest jeszcze Twyndyllyngs (12 liter) (bliźniaki) i jest to zapożyczone z walijskiego (gdzie notabene LL czyta się jak SS!), a obecnie używa się skrótu „Twins” (bliźniaki).

Łamańce językowe

Każdy zna jakieś łamańce językowe typu „Stół z powyłamywanymi nogami”, ale większość z nich bardziej polega na błędach pamięci niż na łamaniu języka. Np. „W leży Jerzy na wieży” czy „Idzie Sasza szosą” jeśli mamy napisany tekst (czyli nie musimy pamiętać głosek po kolei) to wypowiedzenie „łamańca” nie powinno przysporzyć większych trudności. Ale poza powyższym sprawcy przestępstw, mamy jeszcze jednego… takiego co już go policja rozbroiła… nazwiemy go: „Rozrewolwerowany rewolwerowiec”, a to wymówić trudno nawet jak się to widzi. Jeszcze innym jest sytuacja, kiedy wyjdę z grupy krzyczących ludzi, mogę wtedy śmiało powiedzieć, że „wyindywidualizowałem się z rozentuzjazmowanego tłumu”.

Jeśli znacie inne rekordy lub ciekawe łamańce, to podzielcie się w komentarzach!

Debile, idioci i kretyni!

 

Jak wiemy, otaczają nas codziennie pełnymi gromadami. Przemykają koło nas całymi tłumami. Robią to często niepostrzeżenie. Nie zwracamy na nich często uwagi, dopóki… któryś się nie odezwie.

Prawdziwy ich wysyp widać w internecie. Tutaj kuszeni iluzją anonimowości dają upust swojej radosnej twórczości pod każdym artykułem w WP czy na Onecie. Ci na szczęście są niegroźni.

Gorzej z tymi, którzy raz na jakiś czas zbierają się razem w okrągłym budynku na Wiejskiej w Warszawie. Im nie tylko się wydaje, że mają prawo decydować za innych, ale i tworzą specjalne dokumenty, które nazywamy aktami prawnymi, którymi później się podpierają, by łamać podstawowe prawa obywatelskie w imię dziwnie pojmowanego „bezpieczeństwa”. Oczywiście oni wiedzą, że każdy miałby głęboko w czterech literach ich pseudo akty prawne, gdyby nie zatrudniona przez nich wielomilionowa armia zombie-urzędników, którzy codziennie od 8 do 16 zajmują się niszczeniem życia zwykłych obywateli wdrażając właśnie te pseudo akty prawne w życie. Część z tych zombie to nie do końca zombie, bo niektórzy naprawdę szczerze przychodzą do pracy w urzędzie, by pomóc obywatelom. Jednak nie należy zapominać, że urzędy w zamyśle mają usprawniać pracę, której bez tych urzędów w ogóle by nie było! Gromkie brawa dla tych, co to wymyślili!

Ale skąd się wzięły nazwy tych wszystkich inteligentnych inaczej? Który język był tak płodnym, by móc stworzyć takie trafne określenia? Sprawdźmy!

Oficjalna wersja mówi mniej więcej tak:

Czyli jak zawsze z łaciny czy greki… ale czy na pewno? Bo może jednak znów się nie chciało poszukać głębiej?

Debil

Chyba najprostsze ze słów do wyjaśnienia, bo forma do tej pory jest prawie identyczna ze źródłem, mimo tysięcy lat się znacznie nie zmieniła.

Wracamy już do oklepanego wielokrotnie Bolesława (więcej na temat tego imienia w Sloveniska Samskrta). Sprawdźmy jeszcze raz, co to imię oznacza: Bolesław =  Bole + Sław. O ile Sław jest jasne jak słońce, to co znaczy Bole? Otóż jest to słowo określające coś bardzo dużego, obecnie ten rdzeń używany jest w języku polskim w słowie „BARdzo”, ale w innych językach pokrewnych polskiemu, znaczenie się zachowało np. ru:bolszoj (duży, wielki), hi:bara (duży, wielki), sa:bhuri (duży, wielki). sa:bala (silny), sa:balu (niedźwiedź – znacie z Księgi Dżungli).

„De” natomiast pochodzi od polskiego słowa „dać”, przechodząc do łaciny forma i znaczenie zostały, bo „dać” po „łacinie” to „do” lub „dono” (porównaj „donacja”), nasza forma jest na pewno starsza, bo w Sanskrycie (który jest od łaciny starszy o min. 1000 lat) „dać” jest jak po polsku czyli „dadać”. W łacinie to słowo utworzyło również przyimek źródła, który po polsku brzmi „od” lub „z”. No bo jak ktoś nam coś daje, to jest to źródło, więc słowo „od” czy „z” nazwano tym samym źródłosłowem i po łacinie brzmi on: „de”. Kolejnym poziomem przejścia tego słowa jest użycie go w nazwiskach postłacińskich. Porównaj: da Vinci (z rodu Vinci, dosłownie: Dany przez Vincich) czy typowo hiszpańskie konstrukcje: Izabella Florina Maria Gonzalez DE Santamaria. Co oznacza, że Pani Izabella Florina Maria nazywa się po mężu Gonzalez, ale DANA została przez ród Santamaria. Nawet Słupskiem rządził ród „DE Croy”. Z tych wszystkich postłacińskich konstrukcji mamy nawet polskie prześmiewcze: Wyglądasz jak Hrabina de Bida Nędza.

Wracając do Debila. Skoro istnieje słowo „debilis”, bo „de” oznacza „od” i często jest stosowane jako przeciwieństwo, porównaj: anulacja → deanulacja, cyfryzacja → decyfryzacja itd. to jakim cudem nikomu nie przyszło do głowy, że skoro czemuś zaprzeczamy, to najpierw musi istnieć to coś, czemu zaprzeczamy! W tym wypadku oczywiście nikomu nie przeszkadza, że w łacinie nie ma słowa „bilis” (w sensie wielki, duży, silny), a jest „debilis”, które jest jego zaprzeczeniem! Oznacza to właściwie tyle, że słowo „bilis”, a nawet całe „debilis” jest zapewne zapożyczeniem z innego języka. Podsumowując: „debilis” oznacza po prostu przeciwieństwo wielkości i siły czyli w wolnym tłumaczeniu, debil = ten, który nie ogarnia.

Idiota

To słowo jest troszkę trudniejsze, ale da się je rozszyfrować. Korzenie ma greckie i pochodzi od greckiego słowa „Idios”. Id oznacza dosłownie „to” i jest znane psychologom z określeń freudowskich „ego”, „supergego” i właśnie „id”. Greckie słowo „idios” jest to zniekształcone polskie słowo „swój” (w zasadzie znaczenie ma podobne – w greckim polskie „W” zawsze znika). Więc idiota, to po prostu ktoś kto ma swój świat, jest zamknięty w sobie, ciężko do niego dotrzeć. Trochę podobnym terminem w sensie lingwistycznym jest „autyzm” od słowa el:auto (sam, ono). Jakby ktoś miał wątpliwości, że „idios” i „swój” to to samo słowo, to zaznaczam, że według oficjalnej lingwistyki słowo „idios” pochodzi od niby zrekonstruowanego praindoeuropejskiego „swoyos”. Praindoeuropejski to w zasadzie eufemizm na staropolski czy starosłowiański.

Kretyn

To słowo jest najbardziej oddalone od swoich słowiańskich korzeni. W pierwszym rzucie Kretyn pochodzi od słowa… Chrześcijanin(!), a bardziej od określenia chrześcijanina w alpejskim dialekcie łaciny, gdzie brzmiał on „Chretien”. Należy tu zauważyć zniknięcie „S”. Jest to to samo zniknięcie S, które zauważamy w języku francuskim np. pl:gość → fr:hotel (z „S” powinien być hostel), pl:dewa (staropolskie bóg, porównaj współczesne: dziw, dziewczyna, dziewięć, dziwić) → el:theos (bóg – w greckim polskie W zawsze znika) → la:festus (impreza) → fr:fete (feta, festival – z S byłoby feste).

Skoro już wiemy skąd jest Chretien, to skąd jego pejoratywne zabarwienie w słowie Kretyn? Pewności nie ma. Możliwe, że chrześcijanie po prostu byli wtedy biedniejsi, słabiej wykształceni czy po prostu nie ogarniali czegoś np. polityki czy prawa (w ówczesnym politeistycznym świecie z punktu widzenia politeisty).

Co ma wspólnego słowo Chrześcijanin z Polską? To wyjaśnię w oddzielnym artykule poświęconym korzeniom chrześcijaństwa, bo niestety temat jest zbyt obszerny na jeden czy dwa akapity.

Parafianin

Nie ma co się oburzać na Alpejczyków, że zrobili z Chrześcijan kretynów… jak się okazuje, nie tylko oni…

Ciekawą etymologię ma polskie słowo Parafia… Otóż pochodzi ono (jak zwykle) oficjalnie z Greki… Według Wikisłownika pochodzi od Para (Z) + Phyo (Rosnąć), z tym, że nie znalazłem takiego słowa po grecku. Nie mówię, że go nie ma, ale jak go nie mogłem znaleźć, to nie mogłem go zbadać. Czytelnicy już wielokrotnie pomagali mi w artykułach, to może i tym razem jakiś znawca greki mnie prawidłowo naprowadzi.

Tymczasowo zajmę się Parafią w zachodnich językach, bo etymologia jest zbliżona (albo nawet taka sama, bo w niektórych językach wymowa jest prawie identyczna z polskim „parafia” np. hiszpański, więc może na wikisłowniku jest po prostu błąd). Oto przykłady: en:parish, es: parròquia, fr: paroisse itd. Co ciekawe, po czesku jest „farnost”, a „farny kostel” to „kościół parafialny”… teraz już będziecie wiedzieć skąd Ewa Farna ma nazwisko :).

Co to znaczy etymologicznie? Para (Z, Ze) + Oikos (Dom) czyli „Z domu”, z tym że greckie słowo Oikos pochodzi od polskiego Wioska (polskie W przechodząc do Greki zawsze zanika), więc etymologicznie znaczy to tyle, co „Ze wsi”. Słowo „Para” to jest dokładnie ten sam źródłosłów, który mamy w polskich słowach „przez”, „pra”, „przed”, „przy” itd. najbliższym grece będzie w tym znaczeniu „przy”. Pochodzi to od prasłowa: „Pol”, który oznacza „niebo”, mamy go również w ogromnej ilości nazw państw (w tym współczesnej Polski). Sporo pochodnych słowa „Pol” opisałem w artykule: Góra, Dół i Armageddon. Paradoksalnie „Bil” z „Debil” też pochodzi od tego samego rdzenia.

Skoro wiemy, że „Parafia” oznacza po staropolsku „Ze wsi”, to nie powinno nikogo dziwić znaczenie słowa „Parafianin”. Według Słownika Języka Polskiego parafianin oznacza: człowiek bez ogłady, wykształcenia, zacofany, ograniczony, a według Wikisłownika: człowiek ze wsi (!!!), człowiek bez ogłady, wykształcenia, zacofany, ograniczony, tępak, pot. idiota. Należy tu zaakcentować ponownie, że mimo oficjalnego greckiego pochodzenia słowo Parafianin nawiązuje zdecydowanie bardziej do PRZEDGRECKIEGO polskiego znaczenia „Ze wsi” niż do greckiego „Z domu”. Mało tego, to w polskim mamy znaczenie „ze wsi”, a badamy teraz… etymologię łacińską (a nie polską)… bo to po łacinie znaczenie jest od Para+Oikos czyli od Przy+Wioska. Należy to uznać za kolejną silną poszlakę, że to język polski jest źródłem dla greckiego, a nie odwrotnie, jak nam się wmawia.

Swoją drogą to ciekawe, że chrześcijanie tak chętnie przyjmują na siebie pejoratywne określenia i w zasadzie im to nie przeszkadza. Za to kler chrześcijański wykazuje zdumiewającą pychę w stosunku do swoich podopiecznych, szczególnie na tle innych religii. Bo jednak nazywanie siebie „pasterzami”, a pozostałych „barankami” czy „owieczkami” neutralne nie jest. Oczywiście na pierwszy rzut oka nie wydaje się to pejoratywne, bo przez lata przyzwyczailiśmy się być tak nazywanymi (np. per parafianie), ale jakby na ulicy ktoś Cię nazwał „owieczką” lub „barankiem” w szczególności „bez zdrobnienia” to znaczenie pejoratywne wyczuwane jest od razu. Obawiam się, że po przeczytaniu tego artykułu wśród chrześcijańskiej części czytelników już inaczej będą brzmieć zwroty: „Drodzy parafianie”, „Kościół parafialny” czy „Ogłoszenia parafialne”. Może wymusi to zmianę nomenklatury chrześcijańskiej?

Zmiany techniczne i wtyczka do dotacji

 

Ostatnio pojawiło się sporo technicznych zmian na blogu. m.in dział „Sponsorzy” w menu.

W sponsorach pojawia się Pravda.pl. Jest to strona agregująca materiały z sieci pokazujące informacje kompletnie inne niż te z głównego nurtu informacyjnego. Nasze artykuły też się tam pojawiają.

Pojawiły się też reklamy, po cichu liczymy, że niektórzy będą w nie klikać, więc zarobimy na serwer, domenę i przekierowanie z WordPressa, bo te, może nie dużo, ale jednak kosztują.

Ale co najważniejsze, to powstał dział: „To też Ci się spodoba:” tuż pod artykułem. Pojawia się on jedynie w wersji pojedynczego artykułu, trzeba wejść z zewnętrznego odnośnika do artykułu lub kliknąć jego tytuł w prawym menu. Ułatwia on nawigację i pokazuje artykuły zbliżone tematyką do tego właśnie czytanego.

Napisałem też wtyczkę do dotacji, którą każdy może sobie ściągnąć stąd. Po załadowaniu do WordPressa możemy przyjmować dotacje w ponad 100 walutach, w tym 20 kryptowalutach (jak Bitcoin) za pomocą systemu Flash-Cash.

Opiszę tu trochę, co to za Flash-Cash, bo sporo czytelników niniejszego bloga prowadzi swoje blogi o zbliżonej tematyce, a nie ma pojęcia o robieniu wtyczek. Dzięki tej wtyczce można łatwo przyjmować datki z całego świata (a nie tylko z Polski).

Zaletą Flash-Cash jest niewątpliwie to, że klient płaci w „swojej” walucie, a my odbieramy środki w „swojej” tzn, że my ustalamy walutę w której chcemy otrzymać środki, a klient może ją sobie zmienić (przewalutowanie). Flash-Cash nam środki przewalutuje i my dostaniemy je w walucie, która dla nas jest naturalna np. PLN.

Co ważne, dla organizacji NON PROFIT, czyli takich jak nasz blog, obsługa datków może być całkowicie darmowa! Niestety sklepy internetowe płacą 0.8%, jednak nie więcej niż 5PLN lub równowartość w innej walucie, co i tak na rynku jest chyba ceną najniższą (lub jedną z najniższych). Żeby nasz blog czy inna strona niekomercyjna mógł odbierać datki kompletnie bez opłat (lub mieć je znacznie obniżone), to musi mieć minimum 100 000 wejść w miesiącu, reklamować Flash-Cash i być organizacją NON-PROFIT.

Instrukcja obsługi wtyczki:

  1. Ściągamy wtyczkę z: http://wspanialarzeczpospolita.pl/downloads/flash-cash-donation.zip
  2. Rozpakowujemy i wrzucamy do katalogu: wp-content/plugins
  3. Zmieniamy numer konta w FC na swój, reflink na swój i teksty edytując plik flash-cash-donation.php
  4. W panelu WP włączamy wtyczkę: Flash-Cash-Donation
  5. Wszystko działa jak należy. Wtyczka działa ze WSZYSTKIMI wersjami WordPress!

Na koniec wspomnę jeszcze o dodatkowej funkcji Flash-Cash. Bo nie dość, że jest darmowy, to można jeszcze na nim zarabiać (co dla blogów niekomercyjnych jest dodatkowym atutem). Wystarczy dodać tzw. reflink na koniec jakiegokolwiek linku, a osoba która go kliknie zostanie zapisana pod nami (albo jej IP, albo jej login) i % od wszystkich jej późniejszych transakcji wraca do nas. Zasada jest prosta, jeśli Flash-Cash zarabia dzięki nam, to my dzięki niemu też.

Reflink, to nic innego jak nasze ID dołączone po słówku „ref”. Ze względu na specyfikę protokołu HTTP (tak ten sam, za który odpowiada przesyłanie stron WWW), trzeba go dodawać dwojako. Do samego adresu strony dodaje się go po „pytajniku” np. http://flash-cash.org/?ref=116776, ale jeśli jest już tam pytajnik i jakieś inne wartości, to dodajemy go po znaku „ampersand” czyli „&” np. https://flash-cash.org/?cms_www=sci&rachunek=120651955640&waluta_do=PLN&ref=116776. Flash-Cash ma interface w 35 językach (język jest rozpoznawany całkowicie automatycznie), więc nie ma się co martwić o użytkowników z innych krajów.

Osoby zapisane pod nami można sprawdzić w serwisie Lilion (to jest ojciec systemu, na którym bazuje Flash-Cash), pod linkiem: https://lilion.org/?cms_www=ustawienia&tryb=reflink

Tak więc zapraszam do skorzystania właścicieli innych blogów, bo może to pomóc podreperować budżet. Oczywiście sklepy internetowe też mogą korzystać!

Czytelnikom serdecznie dziękuję, listopad był kolejnym rekordowym miesiącem, jeśli chodzi o wejścia. ok. 20 listopada musiałem zmienić plan taryfowy w hostingu na wyższy, bo w 2 tygodnie zszedł cały transfer! Musieliśmy też przejść na Cloud Flare. Dzięki temu ponad 2/3 zapytań do bloga jest realizowanych przez serwery Cloud Flare, a nasz serwer jest obciążany przez mniej niż 1/3 wszystkich wywołań.

Dziękuję!

Statystyki

W komentarzach po ostatnich statystykach sprzed miesiąca prosiliście o listę najpopularniejszych artykułów. Dodana została w prawym menu. Jeśli kogoś interesują dokładne wartości, poniżej lista dziesięciu najczęściej czytanych artykułów w listopadzie, z pominięciem czytania ich na stronie głównej (przez co najnowsze artykuły mają zdecydowanie zaniżoną ilość wejść). Ponadto jak coś powstało pod koniec miesiąca, to zdecydowanie rzadziej ktoś je czytał, bo było mniej czasu. Oto statystyka:

1 – Niemcy? Jacy Niemcy? – Historia Europy 600 – 1000 A. D.

2 – [Tytuł strony nie znaleziony]
Odwiedzin: 11 098
3 – Sloveniska Samskrta?
Odwiedzin: 2 081
4 – Polski to podstawa
Odwiedzin: 1 566
5 – [Tytuł strony nie znaleziony]
Odwiedzin: 1 479
6 – Lechici
Odwiedzin: 929
7 – Polacy
Odwiedzin: 731
8 – Opanowanie świata
Odwiedzin: 650
9 – Język Polski na Sri Lance
Odwiedzin: 561
10 – Andrzejki – nie macie greckich imion!
Odwiedzin: 552

Cloud Flare

Statystyka CF mówi, że do naszych statystyk na serwerze dociera jedynie 1/3 wszystkich wywołań. Dlatego wszystkie powyższe statystyki wygenerowane przez nasz serwer należy pomnożyć 3 krotnie, by uzyskać mniej-więcej realną ilość wejść.
Oto dane dla listopada:
135,936 requests saved by CloudFlare
207,208 total requests

Siedem krasnoludków języka polskiego

 

2014/12/14 Doszedł akapit: Interagować

Dziś troszkę o magicznej słowiańskiej gramatyce! Ostrzegam, będzie sporo filozofii i teorii języka, więc umysł musi być wypoczęty inaczej połowy można nie zrozumieć :).

Siedem krasnoludków

Oto one: ciszek, ciemek, ciurek, chyłek, nienacek, omacek i ukradek – ale co to niby jest?!?

Otóż te siedem słów to tak zwane krasnoludki języka polskiego, ponoć istnieją, ale nikt ich nigdy w tej formie nie widział :).

Ich ewenement polega na tym, że nigdy nie są używane w formie w mianownika, a zawsze w którymś z pozostałych przypadków… a oficjalna gramatyka zalicza je do… przysłówków!

Zobaczmy, skąd je znacie:

  1. Mówię po cichu
  2. Nie widzę po ciemku
  3. Woda leci ciurkiem
  4. Weszli do piwnicy nieco chyłkiem
  5. Wyskoczył z nienacka
  6. Szukam po omacku
  7. Patrzę ukradkiem

A teraz utwórzcie od nich mianowniki! I stąd nasze krasnoludki.

Magiczne czasowniki

A wiedzieliście, że w językach słowiańskich nie można utworzyć czasu teraźniejszego od czasowników dokonanych/jednorazowych?

Nie wierzycie? To spróbujcie!

  • Powiedzieć → Ja powiedziałem / Ja powiem to przeszły i przyszły,
  • Zrobić → Ja zrobiłem / Ja zrobię itd.

a teraźniejszego nie ma!

Wynika to z tego, że każdy czasownik można odmienić tylko w 2 koniugacjach (teraźniejszej i przeszłej – nie ma przyszłej). Ale że prawie każdy czasownik w języku słowiańskim ma 2 aspekty: dokonany/jednorazowy oraz niedokonany/ciągły to w praktyce można utworzyć 4 czasy.

  • Czasowniki niedokonane można odmienić jako teraźniejsze lub przeszłe ciągłe
  • Czasowniki dokonane odmienione tak samo zamienią się w czasowniki przyszłe jednorazowe lub przeszłe jednorazowe

Zobaczmy na przykładzie słów robić/zrobić:

  • w odmianie teraźniejszej: niedokonany robię jest teraźniejszy, ale jak go „dokonamy”, to otrzymamy zrobię, które jest już czasem przyszłym jednorazowym, to samo stanie się w innych osobach: robisz/zrobisz, robi/zrobi itd. – zmiana aspektu na dokonaną automatycznie powoduje zmianę czasu!
  • w odmianie przeszłej: niedokonany robiłem jest przeszły ciągły (znaczy tyle, że trwał przez jakiś czas, a nie przez punkt w czasie), ale jak go „dokonamy”, to otrzymamy zrobiłem, który jest przeszły jednorazowy (znaczy tyle, że był punkt w czasie, do którego czasownik się odnosi)

Całość jest dość logiczna, bo nie można czegoś „dokonać” w momencie mówienia (w teraźniejszości), ponieważ zawsze będą choć ułamki sekund pomiędzy „dokonaniem się czynności” a wymówieniem tego faktu, dlatego możemy powiedzieć: „teraz coś zrobiłem” lub „teraz coś zrobię”, ale mimo użycia słowa „teraz” to nadal nie jest czas teraźniejszy, a przeszły lub przyszły, choć od teraźniejszości dzieli go niewielka różnica.

Całość jednak ma brakujący element, co zrobić, jeśli chcemy wyrazić czynność ciągłą w przyszłości? Normalnie nie ma takiej opcji, bo czasownik ciągły w wersji niedokonanej to przecież czas teraźniejszy! Jednak nasz język ma na to sposób, korzystamy z odpowiedniej odmiany słowa „być” + czasownik w formie przeszłej lub bezokoliczniku np. Będę robił / Będę robić. Nazywa się to „czasem przyszłym złożonym”. Oficjalnie nie ma różnicy między nimi, choć wersja z bezokolicznikiem jest prostsza w użyciu i NIE niesie ze sobą więcej informacji (np. o płci podmiotu) np. Będzie robiła (wiemy, że niewiasta) ↔ będzie robić (nie wiemy kto). Prostsza forma jest też częściej wykorzystywana przez mniej wykształconą część społeczeństwa.

Brak czasu teraźniejszego od „zrobić” nie przeraził? A co jakby trzeba było zrobić na odwrót? Z czasu teraźniejszego zrobić bezokolicznik. No jak się nie da, jak się da. No przecież każdy czasownik musi mieć bezokolicznik! Skoro tak, to proszę teraz utworzyć bezokolicznik od „powinienem”… jak to niby będzie? „Powinieneć”? Ha. W słowniku będzie: „mieć powinność”, ale nie odmieniamy tego „Ja mam powinność” (choć i tak można), tylko „ja powinienem”,  a „ty powinieneś”… więc to nie jest bezokolicznik od tego słowa!

A teraz cytat na odmóżdżenie z Włatców móch idealnie oddający istotę naszej gramatyki:
– „No właśnie… Andżelika sobie szła…a ja już nie mogłem sobie sz..sz…szł…szłeć….szłejść….ku**a, co to wianki, kto to pisał?!?”

Link do wersji audio

Jesteć

Oficjalnie w języku polskim nie ma czasownika „jesteć” i jest on uznawany za podczasownik „być”. Czasownik „jesteć” zachowany jest jednak w języku polskim w formie „istnieć”. Przyjmuje to formy: Ja jestem / Ja istnieję. Co ciekawe po angielsku jest tak samo: „be” (być)→ „is” (jest), ale „exist”(„st” na końcu „exist” to nic innego jak polskie „stać”), ale w Sanskrycie już nie. Bhavati i Asti to dwa różne czasowniki.

Zauważcie, że czasownik „jesteć” odmienia się inaczej w koniugacji teraźniejszej, niż wszystkie inne czasowniki w języku polskim:

  1. Jestem, kocham, lubię
  2. Jesteś, kochasz, lubisz
  3. Jest, kocha, lubi
  4. Jesteśmy, kochamy, lubimy
  5. Jesteście, kochacie, lubicie
  6. Są, kochają, lubią

Jak widać końcówki są inne! Ale dlaczego? I skąd się wzięły?

Spróbujmy odmienić te same czasowniki w koniugacji przeszłej. „Jesteć” w koniugacji przeszłej zmienia się w „być” i tak go odmienimy:

  1. Byłem, kochałem, lubiłem
  2. Byłeś, kochałeś, lubiłeś
  3. Był, kochał, lubił
  4. Byliśmy, kochaliśmy, lubiliśmy
  5. Byliście, kochaliście, lubiliście
  6. Byli, kochali, lubili

Tym razem WSZYSTKIE końcówki są identyczne! Mało tego… sprawdźcie jeszcze raz końcówki od „jesteć” w czasie teraźniejszym… są to te same końcówki. Okazuje się, że odmieniając „być” w czasie teraźniejszym, tak naprawdę odmieniamy „jesteć” w czasie przeszłym! Ale dlaczego? Odpowiem poniżej.

Mało tego, według polskiej gramatyki w koniugacji przeszłej odmienia się czasowniki również przez rodzaje, z tego wynika, że prawidłową odmianą „jesteć” w rodzaju żeńskim powinno być: Ja jestam, Ty jestaś, Ona jesta, choć w liczbie mnogiej pozostaje problem zamiany L na Ł, bo w tym czasowniku nie ma po prostu L :).

Kolejnym ciekawym problemem jest rodzaj nijaki… otóż możemy powiedzieć: „Słońce świeciło”/, ale jeśli samo słońce chciałoby powiedzieć o sobie, że „świeciło” to powstaje problem, bo po polsku rodzaj nijaki w ogóle nie posiada czasowników w czasie przeszłym (za wyjątkiem 3 osoby lp np. było, robiło)!

W czasie teraźniejszym słońce powie: „Ja świecę”, ale w czasie przeszłym prawidłową formą byłoby: „ja świeciłom”!

Teraz pora na wyjaśnienie zagadki słowa „jesteć”, a jest to bardzo ciekawe zjawisko. Otóż tak naprawdę to nie jest przypadek, że akurat słowo „jesteć” jako jedyne odmieniane w czasie teraźniejszym przyjmuje końcówki czasu przeszłego. Tak naprawdę to słowo „jesteć” jest ŹRÓDŁEM(!) tych końcówek. Chodzi o to, że gramatycznie, to słowo „jesteć” jest jedynym słowem w ten sposób odmienianym w naszym języku, a formy czasu przeszłego tworzy się poprzez połączenie formy przeszłej czasownika (był, robił, pisał) z odmienionym słowem „jesteć”, a właściwie jego formą skróconą do samej końcówki. Na ten moment brzmi to trochę abstrakcyjnie, ale jak zobaczycie przykłady, to stanie się to jasne.

  • Ja jestem pisał → Ja pisałjestem → Ja pisałem
  • Ty jesteś pisał → Ty pisałjesteś → Ty pisałeś
  • On jest pisał → On pisałjest → On pisał
  • My jesteśmy pisali → My pisalijesteśmy → My pisaliśmy
  • Wy jesteście pisali → Wy pisalijesteście → Wy pisaliście
  • Oni są pisali → Oni pisalisą → Oni pisali

Należy odjąć jest / jeste ze środkowej formy, by uzyskać ostateczną

Dla niektórych to nadal może brzmieć jak abstrakcja, oto kolejny dowód:

  • Języki wschodniosłowiańskie pomijają „jesteć” całkowicie w tworzeniu czasu przeszłego np. ru:Ja był, be:Ja był, uk:Ja buw
  • Język polski jest JEDYNYM językiem słowiańskim, który odmienia „jesteć” razem z rdzeniem „jest”, a przez to używa samych końcówek „jesteć” by uzyskać czas przeszły
  • Pozostałe języki słowiańskie (poza polskim i wschodnimi, które omówiłem wyżej) czyli południowe oraz czeski i słowacki, do utworzenia czasu przeszłego używa CAŁEGO „jesteć”

Przykłady na podstawie słowa robić (po czesku: działać, po chorwacku: czynić – chorwacki zamiast ł używa o):

  • Czeski: Ja jsem → Ja jsem delal, Ty jsi → Ty jsi delal, On je → On dela, My jsme → My jsme delali, Wy jste → Wy jste delali, Oni sou → Oni delali
  • Słowacki: Ja som → Ja som robil, Ty si → Ty si robil, On je → On robil, My sme → My sme robili, Wy ste → Wy ste robili, Oni su → Oni robili
  • Chorwacki: Ja sam → Ja sam ucinio, Ti su → Ti su ucinio, On je → On ucinio, Mi smo → Mi ucinili, Vi ste → Vi ste ucinili, Oni su → Oni ucinili

Najlepsze jest to, że po polsku możemy tworzyć czas przeszły identycznie (bez „jest” i „jeste”), nie wierzycie? Oto dwa przykłady:

  • Jam był / Ja żem był
  • Tyś był / Ty żeś był
  • On był / On był
  • Myśmy byli / My żeśmy byli
  • Wyście byli / Wy żeście byli
  • Oni byli / Oni byli

Czy przyszło Wam kiedyś do głowy, że czas przeszły generujecie po prostu ze słowa „jest” połączonego z formą przeszłą czasownika? Nie spotkałem tej informacji w żadnym podręczniku do gramatyki… Zauważyłem to po prostu przez analogię do innych języków.

A wiecie, że języki zachodnie zbudowane są tak samo?

Tam jest taki dziwny podział, że czasowniki nieprzechodnie odmieniają się jak po polsku (za pomocą być), a przechodnie za pomocą mieć. Wyjątkiem jest chyba tylko angielski, który zawsze czas przeszły robi za pomocą mieć… Z tym, że tam forma przeszła czasownika najczęściej równa się imiesłowowi biernemu (tzw „trzecia forma” w angielskim, Perfekt w niemieckim, czy „-é” po francusku), chcecie przykłady?

Francuski:

  • inakuzatywne: Je suis tombé. dosł. „Ja jestem upadły.” (= „Upadłem.”)
  • inergatywne: J’ai travaillé. dosł. „Ja mam pracowane.” (= „Pracowałem.”)

Niemiecki:

  • inakuzatywne: Der Hund ist gestolpert. dosł. „Pies jest potknięty.” (= „Pies potknął się.”)
  • inergatywne: Der Hund hat gebellt. dosł. „Pies ma szczekane.” (= „Pies zaszczekał.”)

I znów jest to logiczne! Dlaczego? Otóż czasowniki nieprzechodnie zazwyczaj omawiają zmianę stanu przedmiotu, dlatego łączą się z „być”, a przechodnie zazwyczaj wymagają wykonawcy, dlatego łączą się z „mieć”!

Nieprzechodność

Cóż to znowu jest za cudo ta nieprzechodność?

Otóż w zdaniu „Motor wyprzedził samochód” tak naprawdę nie wiemy kto kogo wyprzedził! Wynika to z tego, że i mianownik i biernik mają w rodzaju męskim nieżywotnym identyczną formę i w ten sposób nie wiemy, co jest biernikiem, a co mianownikiem…

Aby w takiej sytuacji rozwiać wątpliwości, używa się tzw. strony biernej, chodzi w tym o to, że to zamieniamy rolę podmiotu i przedmiotu i teraz to przedmiot staje się podmiotem, ale jest bierny wobec przedmiotu (stąd nazwa tej strony). Bardziej zrozumiałym językiem: Jeśli napiszemy: „Samochód został wyprzedzony przez motor” to nadal formy są identyczne, ale już wiemy, że samochód jest podmiotem, a motor przedmiotem, bo przed przedmiotem stoi przyimek „przez”, który informuje nas, że „motor” to biernik. Jest biernikiem tylko w sensie gramatycznym, bo w sensie zdania to podmiot (samochód) jest bierny, bo on nic nie robi, jest wyprzedzany przez aktywny motor.

Skoro strony są już mniej więcej jasne, to przyjrzyjmy się następującemu przykładowi:

„Obszedłem jezioro” – wszystko jasne.

Więc skoro ja obszedłem jezioro, to jezioro zostało przeze mnie… obejdnięte(?!?)? Język polski po prostu nie przewiduje takiego zdarzenia!

Taki stan rzeczy (a właściwie ułomności języka) ma ogromne implikacje w naszej mowie.

Zastanówmy się przez chwilę nad zdaniami: „Dom spłonął” i „Pranie wyschło”. Jak się dobrze zastanowić, to „dom wcale nie spłonął”! ale „został spłonięty”:). Chodzi o to, że zdanie „dom spłonął” mówi, że dom jest inicjatorem / wykonawcą czynności, a przecież tak nie jest. To tak jakby na ukradziony rower powiedzieć „rower ukradł”. Dom tak naprawdę jest biernym obiektem tej czynności, tak więc prawidłowo powinno być: „dom jest spłonięty”, ale że w naszym języku nie ma takiej formy czasownika, to używamy błędnej! Tak samo jest z praniem, pranie nie wyschło, ale zostało „wyschnięte” przez np. suszarkę lub parowanie, ale że nie ma takiej formy czasownika, to mówimy, że „pranie wyschło”.

Ciekawą specyfiką języków słowiańskich jest też to, że dla czasownika nieprzechodniego mają często bliźniaczy czasownik przechodni wzbogacony tylko o „się” np. suszyć się – schnąć, topić się – tonąć, moczyć się – moknąć, palić się – płonąć.

a teraz przykład:

Marek topił się → Marek został utopiony

Marek tonął → Marek został … utonięty?!?

Pasuje tu przypomnieć zwrot Kubusia Puchatka: „Bo Ci pęknę balonik!”.

SMS-a

Jak to widzę to „mię krew zalewa”. Żeby było jasne, biernik ma dwie formy. Dla męskich żywotnych jest taki sam jak dopełniacz, a dla męskich nieżywotnych taki samo jak mianownik czyli:

Kupię dom, samochód, portfel, komputer ← biernik jak mianownik – bo to nieżywotne!

Nie kupię domu, samochodu, porftela, komputera ← po zaprzeczeniu ZAWSZE dopełniacz!

Poznam Bartka, męża, ojca, pana, pijaka ← biernik jak dopełniacz – bo to żywotne!

Ale co z trupem i nieboszczykiem? żywotny czy nieżywotny? wbrew pozorom żywotny! więc zakopałem trupa i nieboszczyka, a nie „zakopałem trup” 🙂

a co ze zwierzętami? obecnie żywotne, więc „czeszemy konia”, ale kilkaset lat temu zwierzęta były nieżywotne, dlatego w Panu Wojodyjowskim krzyczą „Na koń”. Tak samo kilkaset lat temu nie używano też czasem wołacza… niby krzyczano „ojcze”, „matko”, ale w zdaniu „tak mi dopomóż Bóg i święty krzyż” ewidentnie używa się mianownika zamiast wołacza!

Skoro teoria za nami, to teraz pokażę ciekawe przykłady błędów i to tak głęboko zakorzenione, że gdyby ktoś powiedział poprawnie, to byłoby to tak rażące, że część z nas by takiego „zbytnio poprawnego” przywołała do porządku:

Skoro jemy: ser, rabarbar czy chleb, to dlaczego jemy bananA czy hamburgerA?!?

Skoro wysyłamy: list, prezent czy karton to skąd u diabła w reklamach wysyła się sms-a? A skąd tam w ogóle jest myślnik? Od kiedy to odmieniając przez przypadki dodajemy myślnik? Może faktycznie powinniśmy jeść banan-a, z myślnikiem według tej samej logiki?

Oto przypomnienie przypadków:

Afonetyczność

Od dziecka jesteśmy uczeni, że język polski jest fonetyczny, jak się pisze, tak się czyta… oczywiście są od tego wyjątki regularne jak np. czytanie głosek dźwięcznych jako bezdźwięczne np. kredka → kretka. Ale jest słowo, w którym zmieniamy wymowę w inny sposób, to słowo to „linia”.

Porównajmy dwa słowa: „lina” i „linia”… w wielu językach brzmią tak samo np. en:line, u nas jest różnica w miękkości „N”.

A teraz porównajmy dwa zdania:

  1. Akrobata idzie po linie.
  2. Samochód wjechał na linię.

Według zasad wymowy języka polskiego, końcowe Ę czyta się jak E, więc wymowa tych słów powinna być identyczna. Ale nie jest! Proszę wymówić oba zdania i usłyszycie różnicę. Słowo „linie” czyta się faktycznie fonetycznie, ale słowo „linię” czytamy „lińje”. Długie „ni” skracamy do „ń”, za to „i” wydłużamy do „j”! Jeśli nadal nie słyszysz różnicy, to spróbuj wymówić poniższe dwa zdania, a powinna być już widoczna:

  1. Samochód wjechał na linie holowniczej do warsztatu
  2. Samochód wjechał na linię rozdzielającą pasy ruchu.

Interagować

Kiedyś odczułem bardzo poważnie brak czasownika od słowa „interakcja”. Nie wiedziałem jak nazwać kontakt mojej niemowlęcej córki z rówieśnikami. Mowa to nie była, a po prostu interakcja. Ale mówienie „wchodzi w interakcję z innymi dziećmi” brzmiało co najmniej dziwnie. I do tej pory nie wiem jak taką czynność nazwać, a że słowo było mi potrzebne, to ułożyłem: Interagować!

Zastanawiacie się pewnie dlaczego właśnie ta forma? Bo właśnie ta jest prawidłowa :).

Kiedy to słowo powstało w łacinie, to zarówno K jak i G zapisywano tym samym znakiem. Później doszło do rozdzielenia znaków dla wersji dźwięcznej i bezdźwięcznej, więc problem zapisu się pojawił. Mamy słowa jak Akcja i Akcyjny. Mamy też Redakcja i Redakcyjny, ale czasownik to Redagować, a nie Redaktować! Mamy też Reakcję ale Reagować! Więc od Interakcji jest Interagować :).

Ciekawostką jest to, że w języku Esperanto jest taki sufiks jak -AGI (a nie -AKTI), który właśnie dodaje sie do słowa by oznaczyć akcję / czynność. Co ciekawe słowo ma polskie korzenie, chodzi o święto Godowe, które obecnie nazywamy Bożym Narodzeniem. Ze względu na to, że w ten dzień słońce po raz pierwszy podnosi się na horyzoncie, to jest to znak odrodzenia i działania natury. W kilku językach -AGI zachowało sie w formie zbliżonej do polskiego „God” np. ie:Aigid (kierować, działać), walijski:Agit (działać) i oczywiście Sanskryt: Ażati (kierować, rzucać). Inną pochodną tego słowa jest po prostu: Agitacja (działanie). Nie daleko tu już do imienia Agata, która co prawda nie pochodzi od „działać”, ale od bycia „dobrym”, bo „God” oznacza również „dobry” po polsku np. w wersji „godny” i „pogoda”. Dokładniej to słowo opiszę w artykule dotyczącym Bożego Narodzenia. Liczę, że wyrobię się do świąt :).

Lub i Albo

Myślę, że zdecydowana większość z Was jest przekonana, że te słowa są równoważne, ale to nieprawda! Są sytuacje, w których różnica jest zauważalna! Szczególnie w prawie.

Podam dwa przykłady:

  1. „Z internetu możesz skorzystać na laptopie lub na stacjonarnym”
  2. „Z internetu możesz skorzystać na laptopie albo na stacjonarnym”.

Z pierwszego zdania wywnioskować możemy, że internet podłączony jest do obu urządzeń i z którego nie skorzystamy to internet tam będzie. Z drugiego natomiast można wywnioskować, że internet podłączony jest tylko do jednego z nich, ale nie wiemy do którego, więc możliwe, że będzie trzeba użyć z obu, by skorzystać z internetu.

  1. „Wygrasz tablet lub telefon” – wygrasz co najmniej jedno urządzenie
  2. „Wygrasz tablet albo telefon” – wygrasz dokładnie jedno urządzenie
  3. „Wygrasz tablet bądź telefon” – wygrasz co najwyżej jedno urządzenie (a możesz nie wygrać nic!)

A teraz bubel prawny!

Wiedzieliście, że w Polsce według prawa kradzież z użyciem przemocy pod warunkiem doprowadzenia do nieprzytomności jest legalna i nie podlega karze? Sądy oczywiście to prawo masowo łamią i skazują delikwentów, zasłaniając się własną interpretacją tego co ustawodawca miał na myśli, ale nie zmienia to faktu, że według zapisu w kodeksie taki czyn NIE JEST KARALNY!

A dlaczego?

Art. 280 § 1 Kodeksu karnego:
„Kto kradnie, używając przemocy wobec osoby lub grożąc natychmiastowym jej użyciem albo doprowadzając człowieka do stanu nieprzytomności lub bezbronności podlega karze (…)”

W skrócie: Jeśli ktoś kradnie używając przemocy ALBO doprowadza człowieka do stanu nieprzytomności podlega karze, co oznacza tyle, że musi zrobić ALBO jedno ALBO drugie by podlegać karze, jeśli zrobi I jedno I drugie, to nie spełnia warunku dla czynu podlegającego karze! Ot taka ciekawostka :).

Druga część

Kontynuacją tego artykułu po części jest: Słowiański ABS czyli Absolutny Brak Samogłosek. Zapraszam!

 

Big, Small & Nike

 

Ze względu na to, że zaraz po Polsce najwięcej wejść jest z krajów angielskojęzycznych (UK, IE, US, CA i AU), to dziś etymologie kilku angielskich słów: Big, Small, Victory i firma Nike!

Big

Big w dosłownym tłumaczeniu po polsku znaczy tyle, co „duży”, ale co znaczy etymologicznie?

W angielskim słowniku etymologicznym znajdziemy następujące info:

From a northern Middle English dialectal term big, bigge (powerful, strong), of uncertain origin, possibly from a dialect of Old Norse. Compare dialectal Norwegian bugge(great man).

Dosłownie: Z północnego środkowoangielskiego dialektalnego terminu big, bigge (możny, mocny, silny), niepewnego pochodzenia, najprawdopodobniej z dialektalnego północnonorweskiego. porównaj dialektalne norweskie bugge (wspaniały czlowiek).

Pierwsza rzecz, na którą należy zwrócić uwagę, to „uncertain origin” (niepewne pochodzenie). Taki zwrot to najczęściej eufemizm dla „słowiańskie pochodzenie”, używany wtedy, kiedy słowo ewidentnie wygląda jakby było słowiańskie, ale nie pasuje do oficjalnej historii, w której Słowianie w cudowny sposób pojawiają się na mapach ok. III-VI w. Problem jest taki, że słowo odsłowiańskie musiałoby być starsze niż sama słowiańszczyzna. Oczywiście dla historyków i lingwistów to nie jest dowód, że jednak słowiańszczyzna jest starsza, dlatego właśnie pisze się: „uncertain origin”. Więcej na ten temat w Pierwsze przykazanie lingwistyki: Zawsze ignoruj rdzeń słowiański!

Drugą rzecz, na którą należy zwrócić uwagę jest pochodzenie z norweskiego, co oznacza, że słowo zapewne przywieźli Wikingowie.

Co bardziej kojarzący fakty czytelnicy już na tym etapie szybko zauważą, czy po słowiańsku nie mamy jakiegoś „Great Mana”, który brzmi mniej więcej jak „bugge”. Ale to przecież luźne skojarzenie, prawda? Sprawdźmy!

Po angielsku słowo „bugge” też istnieje i oznacza coś przerażającego. Hmmm. Naszego słowiańskiego odpowiednika też się w sumie boimy.

Etymologia „bugge” jest następująca: Likely from Proto-Germanic *bugja- (swollen up, thick), compare Norwegian bugge (big man), dialectal Low German Bögge (goblin”, “snot))

Pojawia się nam niemieckie Bögge, które oznacza goblina, czyli mitycznego stwora.

Podsumujmy: mityczne stworzenie, którego się należy bać i jest wielki i silny, a do tego brzmi jakoś „bugge”, „bugja”, „boegge” itd. jakoś dziwne te zbiegi okoliczności…

Sprawdźmy kolejne słowa: bogey (zmora, straszydło), bogie (duch), bogy (szatan, zło)… myślę, że każdy już wie, od jakiego polskiego słowa pochodzi słowo „big”. Chodzi oczywiście o nasze słowo „bóg”.

Nie należy tu za bardzo mieć pretensji do Anglików (czy Germanów w ogóle) za czasami odwrócone znaczenie naszego słowa. Otóż kiedy dostawali od nas srogi łomot 1300 lat temu to oczywistym było, że to, co dla nas było bogiem i nam pomagało, to dla nich było szatanem i im szkodziło. Można to trochę przyrównać do aktualnej nagonki antyislamskiej w mediach, jak tak dalej pójdzie to słowo Allah (które oznacza Lech, Pan, Władca, Bóg) naszym dzieciom czy wnukom może się też bardziej kojarzyć z szatanem.

Dla osób na tyle zindoktrynowanych przez szkołę, którym zaraz przyjdzie do głowy, że to Polacy wzięli „boga” od Germanów pragnę przypomnieć, że polskie słowo „bóg” w formie „bhaga” jest poświadczone w Wedach (Wiedzy), którą Słowianie przekazali Hindusom 4000 lat temu (więcej na ten temat w Sloveniska Samskrta).

Small

Słowo „small” jest dużo prostsze w rozkminie dla przeciętnego zjadacza chleba, bo wystarczy odjąć „S” i mamy źródłosłów. Co ciekawe polskie słowo „mały” przeszło do wszystkich germańskich z „S” na początku i oznacza „mały”, za wyjątkiem niemieckiego (jako „schmal”) i szwedzkiego, gdzie oznacza: „wąski”. Nie wiem czy polskie słowo „szmal” nie jest jakoś z tym powiązane (jako słowo, które wtórnie wróciło do polskiego)?

Słowo to przeszło również do języków romańskich w formie identycznej jak po polsku, z tym że znaczenie zmieniło się na „zły”. Swoją drogą to ciekawe, że połowa słów, która zmienia znaczenia przechodząc do języków zachodnich zmienia znaczenia na pejoratywne (porównaj: wandalizm, awaria). Widać nigdy nie mieliśmy najlepszej opinii.

W każdym postłacińskim języku oznacza to samo np. fr:mal (zły), it:malo (zły), es:malo (zły).

Ciekawym derywatem jest esperanckie „mal-„, które oznacza przeciwieństwo np. malbona (zły, bo bona=dobry) itd.

Słowo to wróciło do nas w ciekawym złożeniu jako „malaria”. Malaria to „mal” (złe) + „aria” (powietrze) czyli „złe powietrze”. „Mal” już wiadomo, że jest polskie. Natomiast „Aria” pochodzi od greckiego „aer” (wiatr), które pochodzi od polskiego „wiatr”. Nie wygląda to może podobnie na pierwszy rzut oka, ale jak chwilę pomyślimy to wszystko stanie się jasne.

Polskie „W” przechodząc do greki zawsze zanika lub zmienia się w B, porównaj: Wodra (staropolska „woda” – R zachowało się jeszcze w słowie „wiadro” – pojemnik na wodę) → el:Udor (Woda, porównaj Hydra, Hydrant, Hydrogen – w greckim nie ma H – dodaje się nie wiedzieć czemu w transkrypcji na łacinę), Wioska → Oikos (Dom), Wiedza → Oida (wiedzieć). Przykładem przejścia W→B jest słowo Żywot → Bios (Żywot, porównaj: biologia). Wiem, że na pierwszy rzut oka podobieństwa nie widać (tylko O się powtarza), ale wystarczy usunąć Ż (którego nie ma w greckim w ogóle) i wymienić T na S (często się wymieniają, porównaj: pl:głos → en:glossary, el:poliglosso → pl:poliglota) i mamy Bios.

Jeśli w takim razie weźmiemy polskie dialektalne: „wiater” i usuniemy z niego W i T to zostanie nam właściwie greckie „aer”, które znaczy to samo (wiatr).

Dla większości współczesnych ludzi szokiem jest informacja, że 1300 lat temu w Grecji mówiło sie po polsku/słowiańsku, no bo w szkole tego przecież nie było :). Dlatego tyle polskich słów jest obecnych we współczesnej grece, a że z greki wyemigrowały później do innych języków, to wszystkie słowniki wyprowadzają masę słów z greki, skrzętnie pomijając ich słowiańskie pochodzenie w grece. Żeby nie było, że to czcze gadanie, chciałbym przytoczyć cytat Michała – Cesarza Bizancjum z Żywotów św. Metodego z 885 roku, który tak mówi do misjonarzy:

„Słyszysz li filozofie, słowa te. Otóż dam ci dary mnogie, weź z sobą brata swego, ihumena Metodego, i idź. Jesteście bowiem Tesalończykami, a WSZYSCY Tesalończykowie czysto po słowiańsku mówią”

Cały tekst znajduje się tu: http://www.collegium-novum.pl/biblioteka/File/cyryl%20i%20metody.pdf

Tesalia to nie jest tam, gdzie jest Sołuń (Thesalloniki), choć nazwa podobna (zaraz to wyjaśnię). Tesalia jest dużo niżej, na południe od Olimpu, jej stolicą jest Larissa. Sołuń natomiast jest stolicą Macedonii (regionu Grecji, a nie pobliskiego słowiańskiego państwa, którego stolicą jest Skopje). Skoro Tesalia (dużo na południu) mówiła po słowiańsku, to co dopiero Macedonia. Nawet grecka nazwa Sołunia jest słowiańska! Ale jak?

To było tak: Kassander, macedoński książę założył Sołuń i nazwał go Thessaloniki na cześć swojej żony Thessaloniki. Ta znów była siostrą przyrodnią Aleksandra Macedońskiego, który mniej-więcej wtedy zdobył Kraków. Księżna Thessaloniki natomiast dostała imię od wydarzenia, które nastąpiło w momencie jej narodzin. Chodziło o Bitwę na Krokusowym Polu, którą wygrali Macedończycy z Tesalończykami i „wniknęli” do Tesalii i „zniknęli” jej armię. Celowo używam tu słowa „niknąć”, otóż od tego słowa pochodzi greckie „nike” czyli zwycięstwo (stąd grecka bogini zwycięsta nazywa się Niki/Nike). Ze złożenia Thessalia i Niki powstaje imię księżniczki Thessaloniki (Zniknięcie Tesalii / Zwycięstwo nad Tesalią), które jest w greckiej nazwie miasta z nami do dzisiaj. Co ciekawe, z greki w postaci „vike” (greckie N zapisuje się jak łacińskie V) trafiło do pozostałych języków jako np. en:victory, a do Polski w imionach Wiktor i Wiktoria.

Macedonia

Zastanawiacie się pewnie dlaczego mówiąc Grecja (szczególnie północna), nie myślimy Słowianie… Przecież kraj o nazwie Macedonia jest ewidentnie słowiański! I region w Grecji o nazwie Macedonia też historycznie jest słowiański! W jaki sposób jesteśmy robieni w jajo wyjaśnić nam może artykuł na polskiej Wikipedii: https://pl.wikipedia.org/wiki/Macedonia

Dokładna liczba Macedończyków w Grecji jest bardzo trudna do określenia, bowiem w spisie powszechnym nie można się określać jako Macedończyk. Władze Grecji wychodzą z założenia, że na terenie Grecji nie ma już oryginalnych Słowian – Macedończyków, a słowiańskojęzyczni obywatele Grecji są Grekami, zeslawizowanymi w przeszłości lub potomstwem rodzin wielokrotnie mieszanych. Grecy uważają też, że liczące trzy tysiąclecia określenie „Macedończyk” nie powinno być zawłaszczane na oznaczenie narodowości i na wyłączność, przez naród słowiański.

No bo jak to? Kto to widział, by Macedończycy byli jednak Słowianami?

Nike

Paradoksalnie najczęściej spotykanym derywatem polskiego słowa „niknąć” / „wniknąć” / „zniknąć” itd. jest amerykańska marka Nike! Czy kiedykolwiek pomyślałeś o tym, że na butach masz zmodyfikowane polskie słowo?